Powoli zbliżam się do końca udostępniania wpisów z Portugalii. Poza pobytem w Lizbonie udało nam się także odwiedzić Porto, które znajduje się na północy kraju. Trzeba przyznać, że oba regiony kraju są od siebie dosyć zróżnicowane. Jest to przede wszystkim zauważalne w układzie miast i architekturze. Oba miasta mają jednak wspólny mianownik, którym jest charakterystyczne portugalskie podejście do estetyki i mentalności.




Jest to przede wszystkim górzyste miasto, w którym jednak trzeba przygotować się do odrobiny wchodzenia i schodzenia po schodach jak i stromych uliczkach. Osobiście bardziej urzekły mnie w mieście „sytuacje społeczne” niż samo w sobie miasto (które też jest piękne). Odnoszę wrażenie jednak, że nie ma tutaj aż takiej turystycznej nachalności jaką można spotkać w Lizbonie. Mimo wszystko w obu miastach widziałem bardzo wielu turystów.














Miasto położone jest nad oceanem. Z centrum miasta na wybrzeże jedzie się około 20 minut. Plaże są dość duże a kamienie dość drobne. No i co ważniejsze, już w lutym jest tu 20 stopni. Nikt nie odważył się jednak opalać.













Smutnym akcentem ukazania życia za kratami muszę, z jeszcze większym smutkiem, pożegnać się z Portugalią. To był ostatni wpis z tego kraju. Trzeba przyznać, że zdjęć zrobiłem naprawdę sporo i potrzebowałem zrobić całkiem ostrą selekcję. Niewątpliwie wyjazd mogę uznać za udany fotograficznie. Przede wszystkim dopisała pogoda. Lizbona i Porto uroczo prezentowały się we wczesnej wiośnie. A teraz pozwólcie, wracam do swojego przeciętnego życia. Jutro rekordowe 10 stopni, a nawet pojawi się słońce.