Podczas pobytu w Lublinie miałem przyjemność zwiedzić dwa, niezwykle ciekawe, opuszczone miejsca. Starą garbarnię i rzeźnię. Oba budynki były niesamowite, klimatu dodawał fakt, że wybraliśmy się do nich w nocy.
Garbarnia- była miejscem w którym robiono skóry. Schowana dosyć niepozornie, za budynkiem mieszkalnym, była prawie nietknięta przez ludzi, mimo, że została zlikwidowana ponad 2 lata temu. Brak tam popisanych ścian, mimo wszystko widać, że została pośpiesznie opuszczona. Jak widać, zachowały się maszyny. W innych pomieszczeniach widziałem dokumenty z lat 60′, nietkniętą apteczkę i niezwykle „fascynujące” czasopismo „Przegląd skórzany”.
Kolejnym miejscem na naszej mapie była stara rzeźnia. Od wielu lat opuszczona. W przeciwieństwie do garbarni wszystko zostało splądrowane. Zdaje się, że to ulubione miejsce lubelskich fanatyków kompotu. Mimo wszystko budynek robił piorunujące wrażenie. Opuszczone pokoje, długie ciemne korytarze, ogromne przestrzenie.
Niestety, mam tylko 3 zdjęcia z wyprawy. Powód- zbyt mało czasu. Miejsca były usytuowane w sporej odległości od siebie. Nie mieliśmy czasu by obfotografować wszystko.
Wbrew pozorom cała podróż była bezpieczna. Nikogo nie spotkaliśmy w obu budynkach, poza tym szliśmy w 10 osobowej grupie. PS: nie, w takich budynkach nie ma duchów.
Pomózcie forumowicze, mój brat zajarał niedawno pierwszego lolka w życiu i nie wiem co z nim się stało… Pierwsze objawy: zmiana zdjęcia w tle na „i <3 ganja"… No to bym jeszcze zniósł, ale jeszcze tego samego dnia zaczął udostępniać jakieś piosenki o marihuanie, a jak mu koledzy pisali: "Jaras ty jarasz?" to odpisywał: "Człowieniu, kręciłem lole jak ty kręciłeś się jeszcze w jajach starego ;]"… Jednak to jeszcze nic, apogeum osiągnął dzisiaj przy obiedzie. Siedzimy, jemy z mamą obiad i mama się pyta: "Jareczek, a ty to masz już jakąś dziewczynę?" A on na to: "Hehe mama, ja to tylko Mary Jane ;]"… Teraz siedzi w pokoju i nuci sobie Tylko Dobre Geesy… Najlepsze to, że kumple wtedy to mu podali jakiś majeranek czy coś, a on poszedł się zerzygać, wrócił i mówi: "Qwa, panowie, co za joincik…;] Czuć, że holenderka ;]" Dzisiaj już mnie pytał, czy "Nie mam ogarnąć piony ;]"… Do tego poznał jakichś rastamanów z lokalnego zespołu reaggae, puścił mi ich demówkę, a jak skrytykowałem to powiedział: "Bracie, ty po prostu nie czujesz jamajskich brzmień prawdziwych skun-masterów ;]"… Myślicie, że mu przejdzie? Mam powiedzieć o tym matce? Pomóżcie.