Witajcie! W ubiegły piątek oraz sobotę odbyły się Juwenalia Politechniki Warszawskiej. Tym, co podobały się zespoły to słuchali a inni… robili zdjęcia hehe. Poniższe tłumy ludzi, których chwile potem zgarniała ochrona są słuchaczami koncertu Farben Lehre. Jak widać, na Juwenaliach Politechniki również występowały typowe „Juwenaliowe” zespoły.
Tak jest, miałem okazje stać na wybranych koncertach przed samą sceną i robić zdjęcia artystom. Zatyczki do uszu wręcz obowiązkowe!
Na pierwszy rzut- Lao Che. To był najprostszy zespół do sfotografowania. Oni w ogóle się nie ruszali po scenie! Miałem spoko okazję uchwycić wszystkie zdjęcia nierozmazane.
Kolejnym wykonawcą, którego miałem okazję sfotografować był Dawid Podsiadło. Na ten koncert przyszły już tłumy.
Na samo zakończenie imprezy wystąpiła legendarna formacja T.Love ze swoim „Pieprzonym Żoliborzem”.
Tak w skrócie prezentowały się tegoroczne Juwenalia mojej Alma Mater. Kolejne już za rok. Oczywiście warto czekać! Głównie dla możliwości robienia zdjęć. Mimo typowo pubowej pogody warto było odwiedzić stadion Syrenki. Poza tym, co to za Juwenalia bez deszczu! Oczywiście najważniejsze- ogromne podziękowanie dla całej ekipy Klubu Filmowo-Fotograficznego FOCUS. Gdyby nie oni całe Juwenalia najpewniej przesiedziałbym w domu i nie miałbym okazji robić zdjęć pod samą sceną.
Iszzz… Wszystkie te zdjęcia z festiwali przypominają mi o tym, jak w 1994 pojechałem na Woodstock. Po pierwszych dwóch godzinach miałem dość. Już w pociągu zalała mnie fala długowłosych meneli żebrzących o 40 groszy, bo im do jabola braknie. Podróż jednak jakoś przeżyłem, z nadzieją na to, że sam festiwal będzie znacznie lepszy. Myliłem się. Wszędzie brud, smród i ubóstwo, brudni ludzie tańczący w brudnym błocie, do którego przed piętnastoma minutami rzygał jakiś brudny pajac. Punkt kulminacyjny nastąpił jednak drugiego dnia, tuż przed występem Luxtorpedy. Mając dość tej całej szopki postanowiłem do końca imprezy siedzieć w namiocie. Wychodziłem tylko za potrzebą. No i właśnie to był mój błąd – około godziny osiemnastej tak mnie przycisnęło, że wyszedłem szukać odpowiedniego miejsca na przysłowiową „dwójkę”. Mój namiot był akurat stosunkowo blisko lasu, więc od razu skierowałem tam swe kroki. To co zobaczyłem za kilka minut mocno wpłynęło na mój stan psychiczny. Jerzy Owsiak leżał na głazie bez koszulki (sutki zakrywały mu serduszka WOŚPu), a obok niego Kurt Cobain z Polaroidem piękną polszczyzną wydawał polecenia: „Teraz nóżka lekko w bok, o tak tak, trzymaj Jurek”. Kiedy Owsiak mnie zauważył zerwał z torsu naklejki WOŚPu i krzyknął:
„NO PROSZĘ PANA, GDZIE MAM TEN SŁOIK Z PIĘNIEDZMI? GDZIE GO CHOWAM? OSZALELIŚCIE, ZWARIOWALIŚCIE? POLSKO, OSZALELIŚCIE? ZWARIOWALIŚCIE?”
„Load up on guns, bring your friends…”
„GDZIE TEN SŁOIK? GDZIE JEST TEN SŁOIK Z PIENIĘDZMI?”
„It’s fun to lose and to pretend…”
„OSZALELIŚCIE? ZWARIOWALIŚCIE?”
„She’s over bored and self assured…”
„NIE DOŚĆ ŻE TRACIMY MARKI, STRACILIŚMY SOLIDARNOŚĆ, LUDZIE NA ŚWIECIE MYŚLĄ, ŻE TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO W BERLINIE…”
„Oh no, I know a dirty word…”
„CHCECIE MÓWIĆ, ŻE MY CHOWAMY PIENIĄDZE? POCHRZANIŁO WAS?! POWIEDZCIE, GDZIE SĄ TE PIENIĄDZE, GDZIE JUREK OWSIAK JE MA?”
„Hello, hello, hello, how low? Hello, hello, hello, how low? Hello, hello, hello, how low? Hello, hello, hello…”
Słowa zaczęły cichnąć, światło zaczęło gasnąć. Z daleka można było usłyszeć ciche „Autystyczne” Luxtorpedy…