W Belgii byłem niecałe 24 godziny. Związane to było z ostatnimi zawirowaniami z Koronawirusem. Z tego powodu dzisiejszy wpis będzie stosunkowo krótki. Moja podróż zakończyła się na zwiedzeniu w piątek Antwerpii oraz szybkim spacerze w sobotę po Gandawie. I to wszystko. Potem powrót do Eindhoven w Holandii na lotnisko i Warszawa (do której wcale nie doleciałem bezpośrednio z Eindhoven). Po drodze była zaplanowana jeszcze Brugia. Może następnym razem będę miał więcej szczęścia.

Antwerpię jest całkiem ciekawym miastem, kiedyś gospodarcza potęga Europy. Duży port oraz największy na świecie ośrodek szlifowania diamentów. Miasta jednak nie uznałbym za wybitnie ładne. Właściwie Antwerpię traktowałem jako przedsionek do mojej podróży. W całej sytuacji pandemicznej na plus wyszło, że turystyczne lokalizacje były puste. Niemniej lokalsi zbytnio nie przejmowali się zdarzeniami, które aktualnie dzieją się w Europie.




W centrum miasta jest sporo wąskich uliczek, co całkiem pozytywnie wpływa na odbiór całego centrum.






Za jedną z najciekawszych atrakcji Antwerpii można uznać tunel łączący dwie strony rzeki. Większość ludzi pokonuje go rowerem. Przejście zajmuje około 10 minut.





Gandawa, muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka jest o wiele ładniejszym miastem od Antwerpii. Niestety szybko po przyjeździe na miejsce okazało się, że muszę szukać biletu powrotnego. Był piątek wieczór, a polski rząd postanowił ogłosić, że wszystkie loty do kraju zostaną wstrzymane w niedziele o północy. Wraz z moim własnym zespołem sztabu kryzysowego z sukcesem znaleźliśmy mi drogę powrotną do domu. Tak więc niewiele Gandawy poniżej.






To by było na tyle z mojego wyjazdu do Belgii. Niecałe 24 godziny. Na otarcie łez na koniec jedno zdjęcie z Eindhoven, w którym między połączeniami spędziłem około 5 godzin.

Pomimo, że zobaczyłem niewiele Gandawy to polecam to miasto. Jest to całkiem przyjemne miasto na weekendowy wyjazd. A podobno Brugia jest jeszcze ładniejsza.