Hej i czołem. Rzuci… po prostu pojechałem odpocząć w Bieszczady. A zdjęć przywiozłem ze sobą sporo.
Nie dziwię się, że istnieje ten mem „rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. To jest stuprocentowa prawda! Idealny detoks od hałasu, spalin, ludzi, internetu, brudu i wszelkiej cywilizacji. Nie narzekałem na brak Facebooka, ciepła woda w określonych porach dnia również po pewnym czasie przestała stanowić problem.
To jest tak ESTETYCZNE miejsce, że tu na serio ciężko o słabe zdjęcie. W szczególności mając ciągle na uwadze fakt, że zza każdego krzaka może wyskoczyć niedźwiedź i pożreć człowieka w całości, a co gorsze uszkodzić nawet sprzęt fotograficzny.
W pewnym momencie nawet zafascynowałem się kamieniami w wodzie.
Tak jest. Dobrnęliśmy do końca. Ale to tylko pewna część zdjęć. Wkrótce kolejne wpisy z Bieszczad. Póki co to była tylko mała przystawka z lasami. Jak tylko uda mi się obrobić zdjęcia to wrzucę foty z kolejnych dni oraz z wyższych partii gór.
Mój wujek, który mieszkał w Biesczadach, był gangsterem. Rodzice ukrywali przede mną profesję wujka. Zazwyczaj używali ogólników, mówili że jest 'biznesmenem’. Przestałem w to wierzyć w wieku ośmiu lat, kiedy to wujek przyjechał na moje przyjęcie w kamizelce kuloodpornej i z obstawą. Widziałem go tylko kilka razy w życiu: przyjęcie, bierzmowanie, raz pojechałem z rodzicami w odwiedziny. Wujek był obrzydliwie bogaty. Willa wielkości bloku w którym mieszkałem, kolekcja samochodów, drogie garnitury. Kiedy miałem osiemnaście lat ucieszony tata oznajmił mi, że w Wiśle znaleźli ciało wujka. Dlaczego ucieszony? Byliśmy jego jedyną rodziną. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że wujek przepisał nam… kanapę. Twardą, ciężką, niewygodną kanapę. Wujek milioner, może nawet miliarder, przepisuje swoim jedynym krewnym kanapę. Żeby to jeszcze była jakaś nadzwyczajna kanapa, ale nie – była to kanapa TOMEK z Black Red White, przynajmniej tak powiedział ekspert. Postała trochę w salonie, ale była tak niewygodna, że po jakimś tygodniu wyniosłem ją z ojcem do piwnicy. I stała tam przez rok, aż w końcu wybrałem się na studia do Wrocławia. Potrzebowałem mebli, więc przewieźliśmy ją do mojego nowego mieszkania. Kanapa była tak ciężka, że odpoczywaliśmy co półpiętro (mieszkałem na 10 piętrze). I tak przez dwa lata spałem (jeśli kręcenie się z boku na bok można nazwać spaniem) na wujkowej kanapie. Aż pewnego dnia, wracając z popijawy zahaczyłem o nią kluczem. Tkanina rozdarła się i…
3 miliony złotych w gotówce. Zaszyte w kanapie. Przez dwa lata spałem na 3 milionach. Mój współlokator, Maciej, zapytał:
-Ale jak to? Nie czułeś że pod spodem są pieniądze.
I wiecie co? Nie czułem.
Bo pieniądze nie śmierdzą.